|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bobaas
3 jury member
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:07, 13 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
I już po 4 sezonie. Muszę powiedzieć, że tak ogólnie to mi się średnio podobał. Chyba wszystko wynika z tego, że imo cast był średnio udany. Nie było w sumie nikogo kto wzbudził by moją wielką sympatię i mógłbym go uznac za swojego faworyta. No i ten cały twist o umieszczeniu w domu 5 ekschłopaków/dziewczyn wcześniej wpuszczonej do domu 8 średnio udany i uważam, że przez to ten sezon ucierpiał bo skupili się na znalezieniu byłych a nie na tym by te osoby były ciekawe.
Jun - jedna z dwóch floaterów obecnych w grze i podobnie jak druga znalazła się w finale. Z dwojga złego cieszę się, że to ona wygrała a nie Alison, bo była dla mnie bardziej znośna i sympatyczniejsza niż ona. Można się było z niej pośmiać, z tego jak się spasła jak krowa przez to ponad 80 dni. Jak na Azjatkę przystało była przebiegła, cwana i niegłupia. Dryfowała między sojuszami i wraz ze zmieniającą się władzą w domu. Dodatkowo założyła ukryty sojusz ze swoim eks. Zagrała czyściej niż Alison, nie wykorzystywała kobiecości do tego by zajść dalej i nie zachowywała się jak bitch i to przeważywało iż to ona a nie Alison wygrała.
Alison - nie lubiłem jej strasznie. Była okropna. Takie paskudne dziewczę co to miało wszystko co chciało. Podobnie do Jun była floaterem. Umiejętnie zmieniała strony i przechodziła na stronę osób trzymających władzę. "Trzymała" prawie z każdym. Będąc z X obgadywała Y, będąc z Y obgadywała X. Aż się dziwię, że przez tak długi czas jej się to udawało i nikt nie doszedł do tego, że ich wszystkich robi w bambuko i mówi każdemu to samo byle tylko dojść jak najdalej.
Robert - zaszedł tak daleko tylko dlatego, że był najmniejszym zagrożeniem spośród członków Dream Teamu czy też 3 Stooges. Nie zachwycił niczym. Aż dziw brało, że wygrał wiekszość American Choice (o ile nie wszystkie).
Erika - była raczej taka bezbarwna, ale w gronie tej bylejakości i bidy z nędzą, można było jej jeszcze jakoś kibicować i polubić. Dwukrotnie była na wylocie, dwukrotnie miała odpaść i dwukrotnie zdołała zostać. Gdyby doszła do finału to uważam, że by go wygrała. Problemy mogłaby mieć jedynie z Robertem, ale zarówno z Jun jak i Alison powinna wygrać.
Jee - członek Dream Teamu, głupi nie był. Miał potajemny sojusz z Jun. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał go zakończyć. Jun była pierwsza. Jego sposób mówienie był denerwujący i aż mi się chciało spać., od tego.
Jack - najstarszy z całego castu. Były agent FBI i jak na osobę z taką przeszłością tak też grał. Taki cichociemny, niepozorny dziadek. Myślał i wiedział co się dzieję, potrafił przewidzieć pewne wydarzenia, miał dobrą intuicję. Trzymał z Eriką i obok niej był moim ulubionym graczem z tego sezonu. Doskonale rozumiał o co w tej grze chodzi.
Justin - kolejny dreamteamowiec. Nie lubiłem tego całego tworu i jego również, kto wie czy nie najbardziej. Irytował mnie i chciałem by odpadł jak najszybciej. Na pewno był mózgiem tego całego ich tworu.
Nathan - taki sobie piękniś, co to dał się złapać na uroki Alison i zrobić jak dziecko. Użył na niej PoV i to go zgubiło. Szybko się od niego odwróciła i miała go praktycznie w dupie a ten i tak na nią zagłosował w finale.
Dana - Troll-man, taki babochłop, twardy charakter, trochę za twardy jak na taką grę. Za bardzo się wychylała i przez to poleciała. Odwróciła się od sojuszu przeciwko eksom i się z nimi zbratała. Niby miała wtedy numbers, ale akurat w BB to numbers aż tak istotne nie jest i może się sytuacja szybko odwrócić.
David - taki cwaniaczek trochę, robiła za klauna i żartownisia. Puknął w pierwszym tygodniu Amandę i tyle z niego
Michelle - blond lala, niedojrzała. Nie nadawała się do tej gry, pozwoiliła się nominować jako pawn, pewna tego że zostanie, ale jak to często bywa właśnie takie osoby odpadają.
Amanda - była krótko, niczym szczególnym w grze się nie wykazała. Jedyne z czego zasłynęła to z seksu z Davidem.
Scott - niezrównoważony emocjonalnie koleś. Wytrzymał raptem parę dni i zaczeło mu odbijać. Najpierw się kłocił ze swoje eks Amandą i jej nienawidził a po 1 czy 2 dniach by chciał do niej wracać. Jako, że był ich nadmiar to jego ewakuacja była producentom chyba na rekę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ciriefan
Administrator
Dołączył: 27 Mar 2010
Posty: 3873
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:38, 25 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Obejrzałem 4 sezon. Ogólnie mi się podobał, bo był bardzo nieprzewidywalny. Praktycznie co tydzień odpadł ktoś z innego sojuszu. Sam finał też był dla mnie zaskoczeniem (na szczęście pozytywnym), bo podejrzewałem, że wygra Allison.
Zacznę od twistu głównego czyli X Factor. Beznadziejny pomysł. Przez to Amanda i Michelle nawet nie miały szans na grę, a pozostali "byli" musieli stworzyć własny sojusz. Dziwny sposób na ubarwienie gry. A teraz uczestnicy (zgodzę się, że byli mało ciekawi i ciężko było ich polubić):
Jun - od 1 dnia strasznie ją polubiłem. Nie wiem, miała po prostu coś w sobie. Sądziłem, że będzie taką crazy Amy z 3 sezonu, a tymczasem była jednak trochę bardziej nudna i zamulona. Pierwsze wrażenie jednak pozostało silne i to jej kibicowałem przez cały sezon. Strategię miała dobrą, poza radarem zdradzając i kłamiąc przeleciała do finału. Potajemne sojusze z Jee i Alison to mistrzostwo. Na dodatek nie była przy tym wszystkim suczyskiem. Kompletnie nie wiem, o co chodziło Erice w jej pytaniu, bo Jun zawsze miło się wypowiadała o ludziach w konfach. Owszem, czasem coś tam powiedziała o innych niemiłego, ale każdemu się to zdarza. W porównaniu z Ali to Jun jest aniołem.
Alison - WTF co to było w ogóle. Irytowała mnie od 1 odcinka. W ogóle sam jej głos - jakbym miał go słuchać 82 dni 24 godziny na dobę, to bym sobie strzelił kulkę w łeb. Już jej reakcja nadmierna na pojawienie się Justin'a i ta cała histeria były żałosne. Ona to jest takie fałszywe suczysko. Niby kocha chłopaka i powtarza to na każdym kroku, a przelizała każdego w domu. Płacz i rozpacz przy eliminacjach a 2 minuty później skakanie z radości. W obecności innych słodka do porzygu, a potem obrzydliwie ich obgadywała. I tu nie chodzi o rozmowy z innymi, bo to można by podpiąć pod strategię, ale o jej konfy. I jeszcze to, jak załatwiła Nathan'a po tym jak użył na niej veto. Paskudna osoba. Współczuję temu jej chłopakowi. Strategicznie przyznaję, była naprawdę świetna. Ale w życiu bym nie zagłosował na tego typu osobę. Zero szacunku.
Ogólnie podsumowując finalistki: Alison ograła innych rozumem, ale przede wszystkim "dupą", a Jun tylko rozumem
Robert - jego z kolei najmniej lubiłem z wszystkich facetów. Jego gra była strasznie naiwna. Zajechał dalej na szczęściu i plecach innych i jeszcze o mało nie wygrał. Jego historia mnie nie poruszyła totalnie, ale głupi Amerykanie polecą na słodkie łzy samotnego ojca.
Erika - w moim odczuciu najlepsza zawodniczka tego sezonu. Jej strategia "słuchania" bardzo mi się podobała. Do tego sympatyczna babka. Na koniec zabrakło jej szczęścia i była zbyt dużym zagrożeniem.
Jee - na początku go nie mogłem strawić. Jak można zcastować kogoś tak nudnego? Jego wypowiedzi były straszne do przełknięcia. Jak już się przyzwyczaiłem do jego sposobu mówienia, to go nawet polubiłem. Graczem był bardzo dobrym. Sądzę, że w finale by wygrał z każdym.
Jack - bardzo go lubiłem. Rozumiał tą grę i grał dobrze, jednak w przeciwieństwie do Eriki jego gra była jakoś bardziej widoczna i to był jego błąd.
Justin - lubiłem go. Gdyby Alison nie okazała się sprytniejsza, to sądzę, że zaszedłby o wiele dalej. A tak to niestety ale trochę się ośmieszył tym, że się nabrał na jej sztuczki.
Nathan - lubiłem go jako osobę, ale to, jak Alison nim manipulowała, było żałosne. Kolejny ośmieszony przez nią facet. Piesek śliniący się na jej widok i tyle.
Dana - strasznie ją lubiłem z charakteru. Bardzo ciekawa postać. Podobało mi się, że broniła swojego zdania i chciała być ze sobą szczera. Niestety to uczyniło z niej słabego gracza i dlatego odpadła.
David - nie znosiłem go. Gry chyba nie miał żadnej. Zapamiętam go tylko z idiotycznych żartów i tego, że przeleciał Amandę.
Michelle - typowa głupia blondynka, ale strasznie ją lubiłem. Taka naiwna i głupiutka, ale przy tym taka słodziutka. Jej odejście i jej mina wtedy były naprawdę hearbreaking.
Amanda - zero gry. Nie zrobiła nic poza przespaniem się z Davidem i nawet tego pod grę nie da się podłączyć.
Scott - w ogóle o nim zapomniałem. Zwariował i został usunięty z domu. Tyle.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ciriefan dnia Pon 22:46, 25 Lut 2013, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tombak90
sole survivor
Dołączył: 12 Mar 2011
Posty: 2029
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard/Poznań
|
Wysłany: Pią 12:24, 12 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Sezon na pewno bardziej diaboliczny od trzeciego. Zupełnie inny klimat - tam wszyscy się kochali i śpiewali Y.M.C.A, tutaj było to raczej "Siódme niebo nienawiści". Wszyscy jechali za plecami wszystkich, a większość z nich - wiedziona przez dwie finalistki, wspięła się na Mont Everest skur**syństwa i to jeszcze na szczudłach. Aż serce rosło, gdy się to oglądało Twist z eksami był całkiem zabawny, choć próbę wmówienia nam, że uczestnicy faktycznie o niczym nie wiedzieli, pominę wymownym milczeniem. Przecież w realnym świecie, większość z nich pospierdzielałaby im z programu gdzie pieprz rośnie i to już pierwszego dnia, a finałową trójką automatycznie staliby się superagent Jack, golden boy Nathan i man troll Dana.
*Jun - a jednak nie wszystkie Azjatki są grzecznymi gejszami. Ta zdecydowanie się wybiła i poziom skur**syństwa oceniam mimo wszystko podobnie jak u jej koleżanki. A że na koleżankę milej się patrzyło, życzyłem zwycięstwa bardziej jej niż Jun. No ale trudno, płacz, nie płacz, czasu nie cofniesz.
*Alison - o ja cię sunę. Ja rozumiem, że "jak się nie zeszmacisz, to się nie wzbogacisz", ale wszystko ma swoje granice. Jeśli ten cały Donny nie wytarabanił jej po programie walizek przez okno, to zasługuje chyba na tytuł łosia dekady. A jeśli jest z nią również po 2013, to znaczy, że dziarsko aspiruje o utrzymanie tytułu.
*Robert - jakoś nie moje klimaty. Ale pociesznie się oglądało jego minę wiecznego wk**wu. Miałem wrażenie, że jest w tym człowieku pełno tłumionej od dzieciństwa agresji i gdyby nagle pękła mu żyłka, zrobiłby tam mielonki ze wszystkich, łącznie z Julie.
*Erika - moja inicjalna faworytka, przegrała sobie jednak tekstem o Jee i o tym, żeby wpie**alał ryż, szorował łódź, czy takie tam. Mój zawód był tak silny, że do końca gry nie odrobiła już w pełni straconych wtedy propsów, no ale była całkiem blisko. Pomijając ten jeden tekst, była to całkiem rozsądna i dojrzała babka, ogółem na plus.
*Jee - jak go słuchałem, chciało mi się biec po kawę. Zgadzam się z przedmówcami, totalna nuda. Nie pomogły nawet te jakieś azjatyckie obrzędy na cześć ojczulka, które odprawiał i które zapewne podsunęli mu producenci na zasadzie "ej, zrób w końcu coś charakterystycznego, no dawaj, potrafisz".
*Jack - chyba ostatecznie lubiłem go najbardziej ze wszystkich. Podobały mi się te jego szpiegowsko-wywiadowcze komentarze z lekkim przymrużeniem oka. Gdyby został w Domu Wielkiej Julie jeszcze trochę dłużej, pewnie wybaczyłbym mu nawet przebranie się za truskawkę.
*Justin - był tak prostym, szczerym i autentycznie nastawionym na zabawę kolesiem, że aż nie pasował do tego całego Slytherinu. Pewnie dlatego wszyscy wychodzili ze skóry, żeby czym prędzej dać mu w czapę.
*Nathan - to chyba najbardziej widowiskowo wyruchana osoba ze wszystkich reality na świecie, od początku ich istnienia, aż do jakiegoś 2051 roku. Pewnie do tej pory na dźwięk imienia Alison zalewa się zimnym potem. Ale nie powiem, żeby było mi go szczególnie szkoda. Przez całe 40 dni nie przekonał mnie, że jest kimś więcej niż takim ot golden boyem z sieczką w mózgu.
*Dana - man troll na pełnym respekcie Polubiłem ją zdecydowanie najbardziej z płci pięknej... chociaż może to średnio fortunne określenie w jej przypadku. No ale oj tam, grunt to piękno duszy, a pod tym względem było ok. Podobnie jak Justin, była zbyt mało skur**syńska do tego szoł.
*David - wierny uczeń Benny Hilla. Muszę kiedyś spróbować wprowadzić w życie te wszystkie jego szalone dowcipaski ze wskakiwaniem do basenu żeby kogoś ochlapać, albo zabieraniem dziewczynom czegoś-tam i bieganiem po chałupie. Nie no, ogólnie pocieszny, szkoda, że nie ostał się dłużej. Ale przynajmniej sobie podupcył. Mam nadzieję, że Scott nie pieprznął mu kosy gdzieś w ciemnej uliczce tuż po zakończeniu programu.
*Michelle - zapamiętam ją z tego jak paradowała pół nago wraz z Alison, przykryta jakimiś listkami, czy czymś-tam. Rodzice dali jej chyba po tym szlaban na pięć lat, bo na oko tyle mniej więcej brakowało jej do pełnoletniości. Niestety, więcej przyjemności raczej nie pokazała.
*Amanda - tu głównym osiągnięciem było danie się wydupcyć Davidowi. Gratulacje.
*Scott - nie wiem czym przekupił psychiatrów na badaniach kontrolnych przed startem, no ale długo się ciągnąć tego blefu nie udało. Rozwalała mnie ta konsekwencja, z jaką producenci udawali potem, że nigdy nie pojawił się w programie. Wspominków o nim nie było nawet przy tych wszystkich nieśmiertelnych, ach-jakże-ciekawych zadaniach z wiedzy o wyeliminowanych. Bardziej wyklętym już się w tym programie chyba być nie da
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tombak90 dnia Pią 12:41, 12 Cze 2015, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jack
Administrator
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3224
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:46, 06 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
Obejrzałem ten sezon. Wydaje mi się, że był gorszy niż na przykład sezon 5, ale lepszy niż 16 czy 18.
Cast był dziwny, ale te ich skomplikowane relacje i prawdziwe problemy typu: śmierć ojca, tęsknota za córką powodowały, że ten sezon był taki prawdziwy (a ostatnio tego brakuje).
Zastanawiam się jak udało im się zebrać tych "X", bo chyba nie z ankiet przeprowadzanych z 8 uczestników, którzy mieli wejść do domu w I turze
Na pewno za tym sezonem przemawia to, że był on dość niestandardowy jeżeli chodzi o eliminacje. Raz odpadał ktoś z jednej strony, raz z drugiej. Dzięki temu gra była ciekawsza. Nie przetrwał też sojusz pierwszej ósemki. Wydawało się, że 5 Ex będzie miała zdecydowanie gorzej, ale aż 3 z nich znalazło się w jury.
Jun - sporo osób zachwyca się jej grą. Trzeba przyznać, że była dość sprytna i nieźle kombinowała. Jednak czy zasłużyła na zwycięstwo? Specjalnie poddawała się w zadaniach np. w finałowym HoH. To było straszne. Bała się podjąć decyzji? Biegała od jednej strony do drugiej i tyle.
Alison - Kolejna floaterka, w dodatku hmmm (jakbym to nazwać) lubiła flirtować z każdym... Na końcu czekałem na jej showmance z Jun. Tylko tego zabrakło mi w tej edycji. Na pewno grała bardziej agresywnie niż Jun i gdybym miał głosować ja jedną z nich jako zwycięzcę edycji to wskazałbym ja Alison. Ładnie owinęła sobie wokół palca Nathana, później Justina. Próbowała z Eriką, Jun, Robertem, ze wszystkimi w sumie
Robert - człowiek o wielu twarzach. Na początku wydawał się takim zwyczajnym chamem, później osobą tęskniącą za dzieckiem, później gdy Jee wybrał PBJ dla pozostałych uczestników przez tydzień to wyglądał na człowieka niezrównoważonego psychnicznie. Jak Erika mogła z nim być?
Erika - szkoda, że nie znalazła się w finale. Oczywiście kibicowałem jej w tym sezonie. Gdyby nie mały błąd na zadaniu o HoH to gra potoczyłaby się zupełnie inaczej. Tie-breakery to najgorsze elementy wyzwań w Big Brotherze.
Jee - na początku był taki zwyczajny, ale później chyba zaczęło zależeć mu na wygranej i to aż za bardzo.
Jack - taki normalny starszy człowiek. Szkoda, że odpadł na tym etapie gry. Mógł powalczyć w zadaniu i wykopać w tamtym tygodniu Alison
Justin - pasuje do Alison.
Nathan - po pierwszym tygodniu wydawało się, że będzie jedną z tych osób, która będzie lojalna wobec sojuszu, a dodatkowo silna wyzwaniach i że F4 to minimum na tę edycję. Niestety, siła flirtu Alison zniszczyła jego pobyt w grze.
Dana - przykro mi było gdy odpadała. Chciałem, żeby przetrwała jeszcze z 3 tygodnie. Liczyłem, że na końcu pozabijają się z Alison.
David - on pomylił programy. Powinien raczej zgłosić się do jakiegoś z MTV.
Michelle - strasznie było mi przykro gdy płakała po swojej eliminacji. Dobrze, że w pobliżu byli jej ojciec i brat. Naprawdę, szkoda, że odpadła tak wcześnie.
Amanda - laska na jedną noc dla Davida
Scott - to przykre, że nawet Julie o nim zapomniała i jego zdjęcie znikło z domu BB. Prawie jak pierwsza osoba z BB17, która straciła swoje miejsce na memory wall
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|