tombak90
sole survivor
Dołączył: 12 Mar 2011
Posty: 2029
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stargard/Poznań
|
Wysłany: Wto 0:46, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Podsumowując, sezon całkiem niezły. Z czasem nieco zwolnił tempa, no ale przynajmniej doszło po mergu do tego jednego, decydującego zwrotu akcji, który przy okazji udupił najmniej przeze mnie lubiane osoby. Wielkim plusem była lokalizacja - na pewno najciekawsza z tego pierdyliona wysepek Pacyfiku, po których z uporem maniaka krążą przez większość sezonów. Przedrozwolnieniowa mina Leann w momencie, gdy podczas confy zaskoczyło ją trzęsienie ziemi, na długo wyryje się w mojej pamięci. Minusem jest na pewno fakt, że oboje finaliści dużo lepiej prezentowali się nieco wcześniej, niż w momencie finałowej rady, na której ostatecznie oceniłem ich oboje jako przeciętnych, ale o tym później. No i muszę przyznać, że w momencie F5 i wyżej było mi boleśnie obojętne kto jakie zajmie miejsce. Na nikogo nie plułem jadem, ale nie było tam też nikogo, kto by podbił moje serce jeśli chodzi o sam charakter. Chyba ćpam już za dużo Survivora, bo uczestnicy wyzwalają we mnie coraz mniej skrajnych emocji, czy to w jedną czy w drugą mańkę.
*Chris - na tle sezonu zwycięzca zasłużony, ale kiedy spojrzeć na to z perspektywy wszystkich sezonów, nie powinniśmy się do niego zbyt żarliwie modlić. Grał bardzo dobrze do merga i w momencie, kiedy potem próbował wydostać się z szamba. Samą końcówkę jednak nieco spartaczył - zamiast powiedzieć Julie coś w stylu "lubię cię, ale w tej grze jesteś skończona", obiecywał jej do ostatniej chwili gruszki na wierzbie, co zaowocowało strumieniem łezek na radzie finałowej. Następnie to samo zrobił z Elizą, co z kolei zaowocowało hejtem w jej mowie. Był o włos od utraty obu ich głosów, a to przechyliłoby już szalę 4-3 na korzyść Twili. Niepotrzebne ryzyko - zamiast bawić się w dyplomatę, mógł postawić im sprawę jasno - do Twili by przecież nie poleciały. Na dodatek, sporo pracy odwaliły za niego immunitety.
*Twila - skoro w pierwszym Yasur udało jej się przedrzeć (acz nieco krwawo i z wielkim wrzaskiem) na dominującą lub prawie dominującą pozycję, skoro po przemieszaniu umiała zakręcić się wokół Sarge'a i jego kolesi, skoro po mergu dokonała suma sumarum dobrej decyzji o przeskoku z powrotem do kobiet (może było to wynikiem intrygi Julie, ale uważam, że i tak wyszło jej to na dobre) i skoro potem dokonała jeszcze lepsze decyzji kopiąc Ami w d*pę, to spodziewałbym się, że będzie na tyle inteligentna, żeby przed finałem pozbyć się również Chrisa, który przecież nie miał pełnego immunity run'u. Poza tym, żeby to zrobić, musiałaby mieć lepsze relacje z Elizą, której głosu by potrzebowała. Buzowało w niej jednak zbyt dużo wojowniczego testosteronu, który spieprzył jej socjal i Eliza prawdopodobnie wolałaby wskoczyć na główkę do wulkanu niż iść z nią na jakiekolwiek układy. Nie najlepszym pomysłem było też zarzekanie się na syna, bo o to bolała d*pa co drugiego jurora na radzie.
*Scout - sporo fanów jej nie docenia, ale ja myślę, że była kimś więcej niż typową survivorową babcią targaną za przerzedzone kudły do końcowych etapów przez sojusz, do którego cudem udało jej się wkręcić. Trzeba zauważyć, jak dobrze ustawiła się w pierwszym Yasur - zapewniła sobie wsparcie większości koleżanek tak, że mimo wieku i marnych występów w konkurencjach, nikt za bardzo nie ostrzył sobie na nią kłów. Po mergu to ona pierwsza rzuciła Twili pomysł odwrócenia się od Ami. Błąd, który można jej zarzucić jest taki sam jak u jej rudej, ociekającej testosteronem przyjaciółki - nie pomyślała o pozbyciu się Chrisa. A gdyby pomyślała i udałoby się jej wejść do finału z Twilą, to prawdopodobnie wygrałaby milion. Tak czy siak, uważam ją za najlepiej grającą uczestniczkę 55+. Zbyt wiele ich nie było, ale zawsze to jakiś szpan.
*Eliza - coś w tym jest, że widz na początku ma ochotę zakuć ją w kaftan i wcisnąć jej na siłę środki uspokajające, ale z czasem zaczyna ją lubić. Tak było w moim przypadku - w ostatnim odcinku zdobyłem się nawet na stwierdzenie, że jest słodka. Gra niestety mizerniutka - latała na oślep od sojuszu do sojuszu z opanowaniem godnym kota wrzuconego do kabiny prysznicowej, a wszelkie lepsze ruchy ktoś musiał jej proponować.
*Julie - ciekawy charakterek. Niby taka cichutka, milcząca i oddająca stery bardziej wygadanym jednostkom, ale w chwili bezpośredniego zagrożenia potrafiła potraktować przeciwnika gazem pieprzowym po oczach. Tak było w przypadku okłamania Twili, że faceci jej również obiecali F4, co było moim zdaniem najbardziej epickim ruchem sezonu. Tak naprawdę, to właśnie to spowodowało wszelkie późniejsze kłopoty płci brzydszej. Na samym końcu też niewiele brakło, a udałoby się jej uratować. Dziewczyna miała też cholernie dobry socjal, który przez dłuższy czas pozwalał jej unikać kłopotów, podczas gdy jej sojuszniczki płaciły głowami.
*Ami - żywię do niej podobnie ciepłe uczucia jak do większości feministek, a więc przez cały sezon modliłem się o to, by poszła w cholerę. Jednak jako postać, trzeba przyznać, była dosyć ciekawa - chyba jedna z najbardziej władczych i zdecydowanych zawodniczek w historii. Problem polegał chyba na tym, że siała za duży terror, a każdy terror powoduje niepewność i - z czasem - chęć obalenia. Jej sojuszniczki miały prawo obawiać się, czy po palnięciu byle głupoty nie skończą jak Bubba czy Lisa, więc w końcu postanowili uprzedzić sytuację. Poza tym, traktowała ludzi z góry, więc po blindsidzie Leann doszło do tego, że nie miała się za bardzo do kogo zwrócić.
*Leann - żeby była choć w połowie tak sprytna, jak seksowna, to byłby szał. Przez pewien czas miałem na to nadzieję i byłem jej ciekawy mimo hejtu, jaki wywołała we mnie akcja "skrzydełka tylko dla kobiet". Potem jednak sprowadziła na szubienicę i siebie i Ami kiedy wyznała Scout, że stawiają Julie wyżej od niej. Szubienicę zamieniła ostatecznie na rozpuszczenie w kwasie solnym kiedy, nie wiedzieć po co, nagle zaczęła wszystkich przekonywać do eliminacji Elizy.
*Chad - przez dłuższy czas producenci uparcie starali się abyśmy go nie zauważyli i gdyby nie sztuczna noga, prawdopodobnie by im się to udało. Ale jak się tak przyjrzeć, był jednym z lepszych strategów sezonu. Cicha acz bezpieczna pozycja w Lopevi, ukrycie się za plecami Sarge'a co po upadku sojuszu dało mu dodatkowe trzy dni na kombinowanie. Defensywę prowadził na tyle niezłą, że udało mu się zamęcić w głowie Scout i Twili i gdyby został w grze zamiast Chrisa (tu chyba znów powinniśmy obarczyć winą sztuczną nogę), miałby szanse na wiele więcej.
*Sarge - jedna z moich ulubionych postaci sezonu. W Lopevi było całkiem nieźle, jednak po zdradzie Twili miałem wrażenie, że za bardzo się podłamał i obraził na cały świat. "Moje ideały i wizja honorowego sojuszu starszych ludzi legły w gruzach, więc zabieram swoje zabawki i siadam w kącie". Na samym końcu oczekiwałem więcej działań.
*Rory - jego gesty, mimika twarzy, głos i zachowanie uparcie przywodziły mi na myśl Osła ze Shreka. Powodowało to śmiechawkę, a ta z kolei najczęściej wywołuje u mnie sympatię, więc przez pewien czas mu kibicowałem. Mistrzem gry socjalnej raczej nie był, aczkolwiek myślał o strategii przynajmniej w takich podstawowych kategoriach, że natychmiast po połączeniu próbował zebrać zgraję przeciwko Ami.
*John K. - jak wszyscy sojusznicy Brooka, mimo uporczywych prób, nie mógł już liczyć na zbyt wiele. Ale zamiast kciuków, zaciskałem na jego widok całe pięści, zwłaszcza w momencie, gdy chwalił się, jaki to on jest piękny, młody, wysportowany i cool, co automatycznie powinno sprawić, że zostanie dłużej od starszych współplemieńców.
*Lisa - z jej twarzy biły z kolei dwie cechy. Po pierwsze, przebiegłość targowej przekupy, która sprawiła, że przewidziałem, że w odpowiednim dla niej momencie bez zbędnego dziamdziania się wbije nóż w plecy sojuszniczkom i całkiem dobrze na tym wyjdzie. Po drugie, infantylność, dzięki której spodziewałem się, że w końcu mimo wszystko się przeliczy, zdradzi się ze swoim prawdziwym charakterem i w rezultacie sama zostanie pożarta. No i nastąpiło to szybciej niż myślałem.
*Bubba - jeden z sympatyczniejszych gości w tym towarzystwie, taki swojski, ludzki i normalny w pozytywnym tego słowa znaczeniu (bo w reality show z reguły ma ono chyba znaczenie negatywne). Szkoda, że wyleciał przez przemieszanie oraz jedno zdanie rzucone w idiotycznym momencie, ale bywa i tak, mówi się trudno i ziewa się dalej.
*Brady - już w tej chwili lepiej pamiętam słup, na który wspinał się w pierwszym epizodzie (po to coś, co niby miało przynieść plemieniu szczęście) niż jego twarz. Ale defensywa całkiem-całkiem. Sarge prawie dał się złapać na te wspólne romantyczne chwile podczas zbierania owoców z drzew.
*Mia - zabrakło im na stanie pyskatych Murzynek, które odpadają jako czwarte, więc dla odmiany postanowili uraczyć nas pyskatą Włoszką, która też odpadła jako czwarta. Gdyby po blindsidzie swojego sojuszu trochę się przymknęła, może by ocalała. Trzeba było brać przykład z Julie i siedzieć cicho, gaz pieprzowy trzymając jedynie w pogotowiu.
*JP - próbował się ratować na 100%, ale jego z kolej nawet w tych próbach polubiłem.
*Dolly - o-jeja-jeja, nie wiem jak głosować, a przecież jestem taka słodka, że nie chcę nikogo zranić. Brawo, Yasur! To idealny przykład na to, jak powinna skończyć Sugar w Gabonie.
*Brook - no i masz waćpan ten swój sojusz młodych i silnych Adonisów, który dziko i walecznie miał eliminować starszych i słabszych. Szczyt dyplomacji to proponować przyłączenie się do niego starszemu, grubawemu Sarge'owi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tombak90 dnia Wto 2:27, 18 Lut 2014, w całości zmieniany 8 razy
|
|